czwartek, 13 czerwca 2013

Klimat, czy mechanika?

Jak wspomniałem wstępnie w poście "The Origin of Geek" - gryzie mnie ostatnio kwestia "Co lubię w grach?". Może ujmę to bardziej ogólnie i zadam pytanie: Co ludzie lubią w grach?

Na podium kryteriów, które przykuwają uwagę graczy stawiam mechanikę gry oraz jej klimat. Od lat zresztą trwa zażarta walka między euro graczami, a zwolennikami gier american style, zwanych pogardliwie przez niektórych ameritrash'em.
Nie ukrywajmy - większość z nas zaczęła samozwańczą przygodę z planszówkami  poprzez dostrzeżenie tytułu związanego z naszymi zainteresowaniami - a to Gra o Tron, bo czytałem książkę, a to Arkham Horror - bo lubię twórczość Lovecrafta, a to kolega przyniósł na spotkanie Wiochmen Rejsera, co za humor, co za klimat! Oczywiście niemała grupa osób, które wkroczyły do grona planszówkowego zaczynała od gier logicznych. To absolutnie przeciwny biegun, gdzie w zasadzie jest tylko mechanika, czysta mechanika, przeważnie żadnego klimatu, historii, tła.
__________

Zazwyczaj gracze, w miarę jak rozwijają swe hobby - sięgają po coraz cięższe tytuły, a mechanika zaczyna odgrywać coraz większą rolę. Natomiast temat... cóż, bardziej lub mniej, ale schodzi na nieco dalszy plan. Co jak co, ale gdy po raz N-ty gramy w jakiś tytuł, znamy go na wskroś, planujemy ciekawą taktykę i nagle okazuje się, że albo losowość, albo zbytnia prostota i przejrzystość ruchów w grze, albo też klasyczne temperowanie najmocniejszego gracza krzyżują nam plany - stawiamy kolejny krok w kierunku euro gier. Nie ma tu żadnej dokładnej zasady - u każdego zjawisko to przybiera indywidualnego tempa i rozmiaru, ale zależność zdecydowanie istnieje i idzie w jednym kierunku - nacisku na mechanikę.

Zauważam to nie tylko na własnym przykładzie. Parę dni temu mój przyjaciel, Dominik skarżył się na losowość w pewnej grze. Ktoś tam zdobył lekką ręką większość punktów i nagle wygrał. Dominik mówił, gestykulował, zirytowany tłumaczył brak balansu w grze, a ja na chwilę odleciałem - wyobraziłem go sobie stojącego w ciemności, a hen, gdzieś w oddali, na horyzoncie migotała jakaś poświata. Ja tam widziałem szyld motelu o nazwie EURO, w kierunku którego nasz bohater zaczyna kierować powoli swoje kroki. Chyba w takich wyobrażeniach powinno to być tzw. światełko w tunelu, które potem okazuje się pędzącym pociągiem. Cóż, ja sobie nie wyobraziłem pociągu, ale gdyby nim był nazywałby się Euro-Express.

Wcześniej inny znajomy - Mandi, miłujący gry pewnego polskiego wydawnictwa, w którego produktach jest przede wszystkim klimat (i  często nic poza tym) zagrał z nami razu pewnego w Kingdom Builder'a. Zakochał się. Porzucił większość dotychczasowej kolekcji i łyknął Agricolę, Mage Knighta, czy Myrmes. Jak to on wtedy określił "Kingdom Builder'em nawróciłem go na euro". Nie wiem gdzie w tej grze jest euro, ale prawda jest taka, że chłopak kupuje teraz tytuły takie jak Pokolenia, czy Le Havre zamiast... potworków.

Z zebranych przeze mnie obserwacji można by więc już ogłosić, że mechanika rządzi w grach.
Nie zrobię tego jednak, albowiem najpierw podzielę się ciekawymi obserwacjami z drugiej strony lustra/kija/monety (niepotrzebne skreślić).
__________

Jakiś czas temu zapytałem znajomych jaka jest ich zdaniem najlepsza gra, z jaką mieli styczność. O dziwo najwięcej głosów oprócz euro dostały King of Tokyo oraz... Magia i Miecz.

To ostatnie mnie zaskoczyło tym bardziej, że głos na nie oddał mój znajomy, zwany Ojcem Narodu, z którym grywam przez ostatni rok średnio dwa razy w miesiącu i to przeważnie w euro gry. Zapytany czemu Magia i Miecz odpowiedział mi tak:
"Jakto czemu? Bo można zrobić przegiętą postać i wpieprzać wszechświat. Kanibal i Pustelnik For The Win."
I mimo, że jest łebskim gościem i jakby nie doceniał euro mechanik i tak najważniejsze dla niego w planszówkach będą klimat i możliwość mocnego pierd--nięcia, najlepiej w innych graczy.

Druga gra - King of Tokyo jest prostą, ale jako tako uczciwą turlaniną kości okraszoną świetną tematyką - walką potworów o stolicę Japonii. Gra potrafi zaskakiwać i wywracać sytuację na stole o 180 stopni, ale nie ma za dużo złej losowości. Pewnego razu, gdy smęciłem znajomemu (Jankowi) o ilości i jakości komponentów w pudełku z grą w porównaniu do jej ceny - zadał mi proste pytanie:
"No dobrze, ale czy gra sprawia Ci na tyle frajdy, że warto było wydać te pieniądze?"
Pomyślałem chwilę... cholera, nie sprzedałbym King of Tokyo za nic...A gdybym mógł cofnąć czas, to i tak bym ją kupił. To świetny filer z przejrzystą i przyjemną tematyką i wykręconym klimatem.
"No tak, sprawia." - odpowiedziałem.
"W takim razie nie przepłaciłeś ani złotówki" - odrzekł ze swoim klasycznym szelmowskim uśmiechem nr 3.
__________

Czego mnie to nauczyło?

Cóż, zważywszy na to, że są na tym świecie gracze, którzy kierują się jedynie zasadą "więcej DePSa*", albo inni, których hasłem przewodnim jest "Chrzanić klimat! Tylko mechanika", to końcowym morałem powinien zostać jakże oklepany slogan "każdemu według potrzeb", czy "nie ma gier lepszych i gorszych, niech każdy gra w to co sprawia mu frajdę".
Tak jednak nie będzie. Jest to bowiem kompletna bzdura - tak samo jak twierdzenie, że wszyscy ludzie są równi. Są przecież jednostki bardziej i mniej wartościowe - inteligentniejsze i szlachetniejsze oraz głupsze i podlejsze. Tu jednak, z uwagi na mnogość czynników znacznie trudniej o obiektywną ocenę i wartościowanie, niż w ocenie gier. W planszówkach niektóre aspekty można nieco uprościć i wyważyć, dzięki czemu łatwiej o czarno-biały obraz. Są przecież tytuły, które mają świetny klimat i mechanikę, jak na przykład Mage Knight Vlaady Chvatila, oraz takie, które nie mają ani jednego, ani drugiego, czego przykładów, przez zwykłą uprzejmość wymieniać nie będę. To przykład ewidentnie czarno-biały. Pobawmy się więc szarością:
Gra o świetnym klimacie i dennej mechanice kontra gra o wybornej mechanice, ale braku klimatu. W te drugie grywam całkiem często. W te pierwsze... też czasami grywam - w każde z nich raz, po czym zirytowany pytam kiedy najbliższym razem palimy w piecu.
Mechanika to rdzeń gry. Klimat to dodatek. Dodatek, który dla jednych jest cholernie ważny i kieruje wyborem gry i sympatią wobec niej, a dla innych zupełnie nieistotny. Mechanika to co innego - mechaniki nie przeskoczysz. Mechanika to rdzeń gry, jej serce, jej życie.
Cytując Króla Sedesów: "Mnie oszukasz, przyjaciela oszukasz, mamusię oszukasz... ale życia nie oszukasz."


* DPS (Damage Per Second) - termin z gier komputerowych, sprowadzający się w praktycznym, szerokim zastosowaniu do określaniu siły łomotu spuszczanego innym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz